Patrząc na profil naszej firmy, można pomyśleć, że jedyne książki, jakie czytają i śledzą nasi pracownicy, to literatura fachowa, opisy coraz bardziej zaawansowanych koncepcji IT i poradniki dotyczące nowych technologii. Ale to nieprawda - nie samą informatyką programista żyje i po pracy potrzebuje oderwania się od pisania kodu oraz analizowania struktury aplikacji. Nasi pracownicy mają różne hobby - znajdą się u nas wspinacze, chórzyści, filmowcy, miłośnicy górskich wycieczek, oddani fanatycy anime, znawcy Drogi Herbaty, zapaleńcy planszówek i wreszcie - czytelnicy. Wielu z nas czyta książki w wolnym czasie i choć króluje fantastyka, to w obszarze zainteresowania znajdą się też inne gatunki.
Dlaczego o tym w ogóle piszę? Ponieważ literatura jest hobby i dziedziną kultury, które od długiego czasu wspierane jest nowinkami technologicznymi. Dzisiejszy rynek książki nie istniałby w takim kształcie, gdyby nie rewolucja informatyczna, która dotknęła wiele obszarów, w tym także ten. I choć czytelnicy są czasem postrzegani jako osoby o dość “konserwatywnym" hobby, opierającym się na papierze i bibliotece, to nie da się ukryć, że przy pomocy rozwiązań IT można czytać więcej, sprawniej, łatwiej docierać do interesujących nas pozycji, a także dzielić się swoimi opiniami, próbując zaistnieć tym w mediach. Ale nie dotyczy to tylko odbiorców - także pisarze czy wydawnictwa nie mogą obyć się dzisiaj bez technologii. Począwszy od elektronicznego składania tekstu, poprzez e-booki, aż po marketing i śledzenie opinii czytelników w Internecie.
Wokół książek jest ogromne pole do popisu dla twórców aplikacji i to mimo że tort na rynku IT wydaje się już dawno podzielony. Natomiast zdajemy sobie sprawę, że nie wszyscy mogą wiedzieć o narzędziach, które uprzyjemnią im proces wybierania czy pozyskiwania lektur. Dlatego w tym artykule zrobimy sobie przegląd oprogramowania, jakie jest obecne w tej branży, a także zastanowimy się, czy czegoś nie brakuje.
Zanim zaczniemy, mamy jeszcze przyjemność ogłosić, że jako Wilda Software zostaliśmy partnerem Rankingu “Opowiemci" w odsłonie na 2024 rok. Czytelnicy, którzy żywo śledzą rynek książkowy lub nawet o nim dyskutują, zapewne znają inicjatywę - jest to plebiscyt organizowany co roku przez Beatę Skrzypczak (znaną w Internecie właśnie jako “Opowiemci"), którego założeniem jest uhonorowanie osób tworzących materiały o literaturze i które w ogromnej mierze robią to w ramach wolnego czasu, nie utrzymując się z tego. Nie znaczy to jednak, że nie wymaga to pracy - wręcz przeciwnie, dzielenie się wartościowymi treściami wymaga najcenniejszego zasobu, jaki posiadamy, a więc czasu. Nierzadko pozwala to odbiorcom dowiedzieć się czegoś o książkach, które mają na celowniku (i nie chcą nabywać kota w worku) lub którymi warto się zainteresować z różnych powodów. Sam nie miałbym tak potężnej (i coraz dłuższej) literackiej listy życzeń, gdyby nie praca blogerów lub osób, które są napędzane przez dyskusje pod wpisami twórców. Stąd pomysł Beaty na ranking, w którym tacy “nadawcy" są nominowani w różnych kategoriach i na których głosuje społeczność, czego efektem końcowym może być statuetka za dany rok. Idea szczytna, a wiemy, że Beata poświęca na to masę czasu, więc wierzymy, że w ten sposób możemy jej choć trochę pomóc, a Was zaciekawić samym rankingiem oraz książkową blogosferą. Kto wie - może dzięki niemu dotrzecie do twórców, których gust pokrywa się z Waszym i dowiecie się o wartościowych książkach, o których do tej pory nie mieliście pojęcia.
A swoją drogą, sama Beata też jest autorką, na ten moment znaną z powieści “El Roi" - połączeniu literatury pięknej, realizmu magicznego i powieści historycznej. Ptaszki ćwierkają, że za jakiś czas nie będzie to jedyna pozycja w dorobku tej pisarki, więc za wiele lat możecie powiedzieć, że mieliście okazję śledzić jej drogę od początku.
A teraz wracamy do technologii.
E-booki i audiobooki
Nie wiem, czy najważniejszą, ale na pewno jedną z ważniejszych nowinek technologicznych ostatnich kilkunastu lat jest możliwość czytania książek w sposób elektroniczny. I nie mam tutaj na myśli pobrania pliku PDF oraz czytania na ekranie telefonu komórkowego (w taki sposób mój kolega z liceum przeczytał całą Sienkiewiczowską Trylogię w wakacje) - ani to wygodne, ani zdrowe dla oczu, gdyż wymaga wpatrywania się w ekran LCD, który na dłuższą metę nam zwyczajnie nie służy.
Wszystko realnie zmieniło się wraz w 1997 roku za sprawą tzw. ekranu e-ink i pierwszego czytnika e-booków. Zaczęła się era urządzeń, które nie męczą nadmiernie wzroku, umożliwiają czytanie w ciemności, nie wymagają żonglowania dużymi tomiszczami, ułatwiają katalogowanie pozycji i wyszukiwanie fragmentów tekstu, a u niektórych w ogóle przyspieszają proces czytania. Nie będziemy tutaj wchodzić w szczegóły technologii, a także polecać konkretnych modeli - wszyscy wiedzą, że na tym rynku obecnie rządzi Amazon ze swoim Kindlem, ale warto też interesować się konkurencją, jak np. Pocketbookiem, Inkbookiem czy Onyxem - recenzje nowych modeli możecie poczytać w serwisie Świat Czytników. Warto też pamiętać, że takie czytniki nie obsługują tylko PDF-ów, które prawdopodobnie są w mniejszości - znacznie częściej czytelnicy sięgają po pliki EPUB oraz MOBI, z których do niedawna ten drugi kojarzył się z Kindlem, ale od pewnego czasu nawet Amazon proponuje zwrot w kierunku bardziej otwartego EPUBa.
Ciekawe z punktu widzenia tworzenia oprogramowania jest zagadnienie systemu operacyjnego na takich czytnikach. Tak naprawdę na rynku króluje jedno rozwiązanie - jest to system Linux, który przez swoją otwartość może być dostosowany praktycznie do każdej maszyny, dzięki czemu zawitał także właśnie na czytnikach. Jednak bardziej zorientowani wspomną także o Androidzie oraz Fire OS, które dają jeszcze większe możliwości (i są prawdopodobnie prostsze dla twórców aplikacji), natomiast również u podstaw mają system spod znaki pingwina.
E-booki to zwykłe pliki w formatach, które wspomnieliśmy sobie wyżej. Można zatem pomyśleć, że ich kopiowanie jest bardzo proste, co po chwili prowadzi do wniosku, że w takim razie musi tu istnieć piractwo na ogromną skalę. Cóż, nie da się zaprzeczyć temu, że sam proceder zapewne istnieje, jednak nie bez powodu w księgarniach e-booków po kupieniu pozycji:
- trzeba zaznaczyć, iż rozumiemy, że to produkt cyfrowy, w związku z czym nie możemy go zwrócić (o prawnych aspektach poczytacie tutaj),
- musimy chwilę poczekać na podpisanie książki unikalnym identyfikatorem.
Właśnie ta ostatnia czynność ma zabezpieczyć pobrany przez nas plik w taki sposób, aby maksymalnie utrudnić nam jego dalsze niekontrolowane powielanie lub przynajmniej wprowadzić informację, dla kogo został on wygenerowany (co, jak nietrudno się domyśleć, potem będzie krążyć po Internecie, gdyby plik wypłynął). Wreszcie, istnieje też zabezpieczenie DRM (ang. Digital Rights Management), które jednak wraz z większą ochroną przynosi większe restrykcje i z tego powodu był swego czasu przedmiotem dużych dyskusji np. w środowisku gier wideo. Same zabezpieczenia (nie tylko e-booków) to zresztą materiały na osobne artykuły z obszaru cybezpieczeństwa.
Wreszcie, na koniec tej przydługiej sekcji, trzeba wspomnieć o tym, że niektórzy nie mają jak czytać e-booków, gdyż nie mają urządzenia lub nie mogą na nie patrzeć w danym momencie. Dla takich osób opracowano audiobooki, o których można powiedzieć, że są nowoczesnym stadium słuchowisk radiowych. Możemy w ten sposób nie tyle czytać, co słuchać książek, np. podczas sprzątania, jazdy samochodem czy po prostu leżenia na kanapie. Te pliki z kolei są najczęściej zapisane w postaci plików MP3, WAV, AAC czy FLAC i ich wydawanie jest bliższe prawdziwym książkom lub płytom muzycznym. Mogą też być droższe z uwagi na to, że do ich wyprodukowania potrzeba lektora, który przeczyta całą książkę, a ktoś to nagra i zweryfikuje. No, zazwyczaj zweryfikuje.
Oferty e-booków i audiobooków
Pojawienie się e-booków zrewolucjonizowało nie tylko czytanie (choć wcale nie mają takiego udziału w rynku, jakiego można by było się spodziewać), ale przede wszystkim utworzyło nowe gałęzie na rynku książki, gdyż np. jakoś te elektroniczne wydania trzeba dystrybuować. Wspomnimy tutaj o dwóch głównych formach tego procesu.
Pierwszy to, oczywiście, księgarnie internetowe. Istnieją takie, które oferują zarówno produkty fizyczne, jak i cyfrowe, ale też takie, które zawierają wyłącznie e-booki i audiobooki. Działa to jak w każdym sklepie internetowym, jednak różnica tkwi w sposobie dostarczenia towaru. Tutaj wracamy do tego, o czym pisałem w poprzedniej sekcji - podpisanie e-booka, na co trzeba chwilę poczekać. W zamian użytkownik nabywa od razu książkę we wszystkich formatach e-bookowych. Takie pliki przegrywa się potem na czytnik z komputera za pomocą kabla USB lub przez chmurę i po prostu czyta. Warto też pamiętać, że audiobooki są nabywane osobno, gdyż to jednak inna forma “czytania" - kupując e-book nie dostaje się w pakiecie wersji dźwiękowej w tej samej cenie.
Przykłady: Virtualo, Publio, Świat Książki, Ibuk, Ebookpoint, Woblink, Gandalf, Empik i wiele innych. Do tego, jak wybierać najlepszą ofertę, jeszcze dzisiaj dojdziemy.
Drugi format dystrybucji to cyfrowe biblioteki, w których użytkownik płaci abonament i w jego ramach ma dostęp do zestawu książek. Mówiąc wprost, są to serwisy typu Netflix czy HBO Go, ale z myślą o literaturze. Co ciekawe, część takich portali oferuje zarówno formę sklepu, jak i biblioteki, jednak ceny zdecydowanie premiują wypożyczanie, gdyż biorąc pod uwagę cenę pojedynczej pozycji, to w ramach comiesięcznej wpłaty można przeczytać znacznie więcej. Jest to doskonała forma dla osób, które pochłaniają masę książek, ale nie potrzebują ich posiadać, a dostęp do Internetu i odpowiednia aplikacja nie jest dla nich problemem. Gdyż właśnie - tego typu forma dystrybucji wymaga instalacji specjalnej aplikacji danego serwisu na urządzeniu mobilnym lub czytniku (aczkolwiek wiele czytników na polskim rynku ma wbudowane oprogramowanie). Jest to, oczywiście, utrudnienie atakowania i przechwytywania plików z e-bookami i audiobookami, które byłoby nieco prostsze, gdyby był możliwy dostęp webowy, gdzie do dyspozycji są choćby opcje developerskie w przeglądarce. Dzięki konkretnym aplikacjom sprawa znacznie się komplikuje, a wręcz można powiedzieć, że ten dostęp jest zamknięty.
Jako przykłady wyróżniają się przede wszystkim dwa serwisy - Legimi oraz Empik Go. Jednak warto pamiętać, że istnieją też alternatywy, także te związane z audiobookami - Storytel, Audioteka i inne. Tam z kolei jeszcze bardziej na znaczeniu zyskuje strumieniowanie danych, a więc sukcesywne, czasowe pobieranie pliku w częściach. Samą technikę większość doskonale zna z serwisów typu Youtube lub portali stworzonych z myślą o podcastach.
Takie księgarnie, a w jeszcze większym stopniu biblioteki to duże pole do popisu dla architektów oprogramowania, którzy muszą zadbać nie tylko o aspekt sklepowy, wsparcie dla SEO, ale też przepustowość (choć w przypadku książek na pewno jest tu mniejsze zagrożenie dla serwisu niż przy filmach, serialach lub grach) oraz bezpieczeństwo, zarówno użytkowników, jak i samych produktów.
Przy tej okazji warto też wspomnieć, że nie tylko kupowanie książek stało się prostsze (klik i już możemy je pobrać, a nie czekać kilka dni na dostawę) - łatwiejsze stało się też ich wydawanie. W przypadku tradycyjnych wydań, po korekcie, redakcji, składzie i ew. opracowaniu planu marketingowego (co się nie zmieniło co do zasady, choć i te czynności stały się łatwiejsze) jest jeszcze etap drukowania, pakowania i klasycznego dostarczania książek do sklepów i odbiorców. Jeśli jednak ktoś decyduje się na publikację wyłącznie elektronicznej wersji, “wystarczy" przygotować gotowe pliki i dostarczyć do księgarni internetowych. Oczywiście, to nadal nie jest prosty proces, a i same e-booki nie zapewnią takiego zysku jako kombinacja z papierem, ale może być to rozwiązanie w przypadku początkujących autorów, którzy chcą spróbować wydać książkę bez udziału wydawnictwa (tzw. self-publishing).
Porównywarki cen
Ktoś mógłby powiedzieć, że przecież tego typu serwisy są obecne w Internecie od dawna i dotyczą wszystkich gałęzi produktów, więc dlaczego wspominamy o nich w kontekście literatury. Robimy to, ponieważ istnieją serwisy, które specjalizują się w e-bookach i porównywaniu ich cen.
To kolejny przykład na to, że wprowadzenie jednego elementu na rynek pociąga za sobą inne, współdziałające z nim. Tak jest też tutaj, gdzie serwisy takie jak Świat Czytników (będący też jednocześnie serwisem informacyjnym o e-bookach) czy UpolujEbooka pozwalają śledzić oferty dotyczące wyczekiwanych książek. A że zazwyczaj zapaleni czytelnicy mają bardzo dużo pozycji na swoich listach życzeń, to tego typu portale są na wagę złota i nie wymagają codziennego ręcznego przeglądania promocji.
A to z kolei daje możliwości marketingowe i współpracy z księgarniami internetowymi, zapewniając wsparcie dla takich serwisów, które dzięki temu mogą przyciągać większą grupę użytkowników, potencjalnie dostarczając księgarniom więcej klientów - to sytuacja korzystna dla obu stron. Tego typu kooperacja może też pomagać w pobieraniu danych o cenach - warto zatrzymać się na chwilę i przeanalizować, jak technicznie takie serwisy uzyskują informacje o nowych i zmienionych ofertach.
- cykliczne odpytywanie API księgarń o ceny produktów (tzw. polling) - najbardziej klasyczna i najprostsza koncepcyjnie forma, ale też najbardziej obciążająca zarówno porównywarkę, jak i sprzedawców. Dodatkowo, nie rozwiązuje problemu pobierania informacji o nowych ofertach.
- przesyłanie przez księgarnie informacji o nowych ofertach do porównywarek - czyli odwracamy komunikację i pozbywamy się okresowości na rzecz przesyłu danych dopiero w przypadku zmiany cen lub produktów. Jest to świetne rozwiązanie z punktu widzenia wydajności i obciążenia (nie jest pobierana masa danych co np. godzinę - aktualizacje są nieregularne i znacznie mniejsze, choć to zależy od implementacji), ale księgarnie czy sklepy musiałyby taki mechanizm implementować, a wiadomo, że “tyle to nie". Tym niemniej nie wykluczamy, że w przypadku mocniej zacieśnionej współpracy właśnie tak to może działać.
- ręczne uzupełnianie cen w porównywarce - czyli porównywarka dostarcza nie tyle API, co interfejs, w którym pracownik sklepu z e-bookami może ręcznie wprowadzać produkty i ceny. Rozwiązanie najprostsze z punktu widzenia serwisu z cenami, ale prawdopodobnie najgorsze z punktu widzenia księgarni, gdyż wątpię, aby jej pracownicy mieli czas uzupełniać ceny np. w przypadku większych akcji promocyjnych. Tym niemniej, zależy to od możliwości takiego interfejsu oraz rotacji produktów, choć trzeba przyznać, że w przypadku sklepów z e-bookami bywa ona duża.
- crawlowanie i scrapowanie stron księgarni - najbardziej “hakerski" sposób, polegający również na odpytywaniu sklepów, ale nie poprzez ładne API, tylko próbę zaciągnięcia danych poprzez analizę struktury HTML. Sposób paskudny z wielu powodów (choć niekiedy konieczny, jeśli to porównywarce zależy na wartościach, a nie księgarnia wcale tego nie ułatwia), ale wspominam o nim w ramach ciekawostki.
W przypadku porównywarek e-bookowych można domniemywać, że jako iż obu stronom zależy na rozwoju i jest to samonapędzający się mechanizm, to obie będą sobie pomagać. Świadczyć może o tym też to, że w propozycjach ofert nie występują wszystkie księgarnie, a więc twórcy serwisu mogli świadomie je odpuścić, jeśli te nie ułatwiły pozyskania cen.
Katalogowanie zbiorów
Tego typu programy znają przede wszystkim osoby, które kolekcjonują dane przedmioty (np. książki), ale nie tylko - pasjonaci literatury czytają tak dużo, że nierzadko zdarza się, że czytają lub kupują coś, co już mają na koncie, ale o tym nie pamiętają, a nie skojarzyli po autorze, tytule lub okładce. Wiadomo, że jeśli książka jest dobra i tania, to aż tak nie szkoda, ale przeważnie mamy wówczas poczucie straconego czasu lub pieniędzy. Jak się przed tym uchronić? Katalogując swoje zbiory.
I niektórzy powiedzą tutaj, że doskonale sprawdzi się w tym arkusz kalkulacyjny, co można zrozumieć, ponieważ rzeczywiście - Excel, Google Spreadsheets czy LibreOffice Calc są odpowiedzią na więcej problemów informatycznych niż podejrzewamy. Do przechowywania przeczytanych lub pożądanych książek mogą służyć też serwisy, o których opowiemy sobie w następnej sekcji. Natomiast, jeśli mamy potrzebę posiadania osobnego programu do magazynowania tego typu informacji, to istnieją choćby takie programy jak otwardoźródłowy Calibre, który po instalacji na komputerze pozwala zarządzać swoją kolekcją e-booków i szybko wyszukiwać konkretne pozycje.
Natomiast nie wszystkim przypadnie do gustu program na komputerze, w dodatku o dość oszczędnej oprawie graficznej i służący głównie do elektronicznych książek. Nie od parady byłaby też aplikacja na urządzenia mobilne, aby można było sprawdzać swój stan posiadania będąc w księgarni. Dla takich osób są aplikacje w rodzaju Bookshelf, Bookcatalogue, natomiast wiele osób poleca również LibraryThing czy TinyCat.
Nie da się ukryć, że ten typ aplikacji to często jeden z pierwszych pomysłów na napisanie swojego rozwiązania. Programy katalogujące mają to do siebie, że są często potrzebne w różnych sytuacjach, każdy ma na nie inny pomysł, a jednocześnie nie są diabelnie trudne do zrobienia, gdyż w dużej mierze opierają się na CRUDach. Cała reszta to już kwestia wyobraźni i rosnących umiejętności, gdyż jest tutaj dużo miejsca na rozszerzenie koncepcji o funkcje, które potencjalnie mogą zachęcić innych użytkowników do korzystania.
Nie bez powodu aplikacje do zarządzania różnymi obiektami (nie tylko książkami) zaraz obok list TODO są genialną okazją do rozpoczęcia swojej przygody z programowaniem - wyzwanie nie jest trudne, a jednocześnie bardzo elastyczne i rozszerzalne. I co ważne - nieograniczone praktycznie do żadnego języka programowania.
Dedykowane serwisy społecznościowe
Jednak wiele osób chce połączyć katalogowanie swojego księgozbioru (papierowego oraz elektronicznego) z upublicznianiem go, recenzowaniem i dyskutowaniem z innymi maniakami literatury. Krótko mówiąc - szukają serwisu społecznościowego, który łączy w sobie wiele funkcji dostosowanych do książek. Pozwalają one:
- przechowywać bazę książek i filtrować je po różnych kryteriach,
- dodawać książki na półki (przeczytane, czytane, lista życzeń) i informować o tym innych użytkowników, których można obserwować lub dodawać do znajomych,
- oceniać książki i dodawać recenzje, aby pomóc rekomendować je (lub odradzać) innym użytkownikom, a jednocześnie pokazać swoją pozycję eksperta,
- dyskutować o książkach,
- pozyskiwać rekomendacje nowych książek,
- publikować artykuły oraz newsy.
Tak naprawdę każdy taki serwis może wyglądać inaczej i w zależności od filozofii, z jaką przychodzi na rynek, może być molochem skupiającym milion funkcji lub minimalistyczną aplikacją, która robi tylko to, co niezbędne.
Na świecie panuje Goodreads i w świecie książek trudno znaleźć kogoś, kto nie słyszał o tej aplikacji - gigantyczna międzynarodowa baza z ogromną społecznością. Natomiast Polacy równie dobrze znają LubimyCzytać, które oprócz bycia serwisem społecznościowym posiada redakcję i normalnie publikuje felietony, newsy oraz wywiady. Z kolei fani Fediverse mają do dyspozycji BookWyrma, który jest najbardziej minimalistyczny z nich wszystkich, ale niektórzy właśnie tego szukają.
Jednak literackie serwisy społecznościowe to nie tylko narzędzia dla czytelników. To także aplikacje stworzone z myślą o osobach chcących publikować swoje dzieła i poddać je ocenie społeczności. Tutaj również rynek ma światowego lidera w postaci Wattpada, który dał początek wielu książkom i seriom, choć trzeba uczciwie przyznać, że raczej w dziedzinie literatury młodzieżowej. Istnieją jeszcze inne portale typu Royal Road, FictionPress, a polscy fani fantastyki mogą próbować w czasopiśmie “Fantastyka". Istnieją też inicjatywy takie, jak Zapomniane Sny, które od czasu do czasu zapraszają do nadsyłania opowiadań, z których wybrane są publikowane w darmowym e-booku o charakterze charytatywnym. Możliwości są i Internet bardzo w tym pomógł.
Czy warto samemu brać się za taki serwis? Uczciwie trzeba powiedzieć, że jest to bardzo ryzykowne, choć to także ten typ aplikacji, który nadaje się do hobbystycznego rozwoju, szczególnie jeśli mamy świeżą i innowacyjną koncepcję. Na pewno technicznie daje dużą frajdę, ale jeśli podchodzimy do tego bardziej biznesowo, to warto przemyśleć to wiele razy. I prędzej celowalibyśmy skierowany ku początkującym pisarzom niż czytelnikom, w dodatku z porządną integracją z innymi portalami.
Wspomaganie pisania
Jak to kiedyś mówiono w “Latającym Cyrku Monty’ego Pythona" - a teraz coś z zupełnie innej beczki. Wspomnieliśmy już o narzędziach dla pisarzy, ale przecież na czymś autorzy muszą pisać. I choć nadal pewnie znajdziemy artystów oddających swoim wydawcom rękopisy lub kartki zapisane na maszynie do pisania (obie formy ku rozpaczy redaktorów), to znakomita większość wykorzystuje komputerowe edytory tekstu, które od dawna ułatwiają pisanie, korygowanie tekstu i poprawianie błędów. Jednak jest jeszcze inna klasa programów tego typu - w tym takie, które nie pozwalają się rozpraszać.
Na początku jednak powiedzmy, dlaczego w ogóle szukać jakiegokolwiek innego edytora, skoro są takie zaawansowane aplikacje jak Microsoft Word, LibreOffice, Pages czy nawet Google Docs. Owszem, są to świetne propozycje, znacząco ułatwiające pisanie pod kątem technicznym, zawierające szeroką paletę opcji formatujących i udostępniające podstawowe funkcje do redagowania. Jednak mają swoje wady, wśród których można wymienić:
- zbyt dużą liczbę opcji - uwierzcie lub nie, ale to naprawdę może przeszkadzać,
- spowolnienie przy wielkich plikach - oczywiście, te programy nie są specjalnie wolne, ale każdy, kto otwierał w nich kilkusetstronicowy dokument, wie, z jakim ciężarem mierzy się wówczas taki edytor oraz jak to utrudnia nawigację,
- próbę bycia mądrzejszym od piszącego - sam piszę artykuły w Notepad++ lub TextMate (rzadziej w Google Docs), ponieważ nie próbują mnie poprawiać w przypadku, kiedy napiszę słowo choć trochę różniące się od tego, które ma w słowniku. Podejrzewam, że pisarze, którzy czasami wymyślają neologizmy lub specjalnie zamieniają małą i dużą literę, odczuwają coś podobnego.
Z tego powodu powstały edytory, które mają mniej funkcji (lub bardziej je ukrywają), ale za to pozwalają sprawniej edytować duże czysto tekstowe pliki, także często ułatwiając formatowanie różnych struktur (np. dla programistów) - do takich programów należą wspomniane Notepad++, TextMate, Zettlr (do Markdowna) i parę innych.
Istnieją też edytory, które wspomagają tworzenie dużych dokumentów i generalnie pracę pisarzom oraz scenarzystom. Robią to poprzez łatwiejszą nawigację po wielu rozdziałach, robienie notatek lub odwrotnie - poprzez ukrycie wszystkiego, co mogłoby rozpraszać piszącego. Do pierwszej grupy należą takie aplikacje, jak Scrivener, Dabble, Vellum (będący jednocześnie narzędziem pomagającym składać e-booki), Atticus, Ulysses, Atlantis Word Processor, Storyist czy Final Draft. Z kolei wśród blokerów rozpraszaczy znajdziemy Byword, iA Writer, OmmWriter, Poe, Prime Draft, Dark Room, Focus Writer, Write Room, Freedom (z czego ten ostatni jest wtyczką, a nie edytorem). Jak widać, opcji jest bardzo dużo i nie trzeba koniecznie polegać na najpopularniejszych rozwiązaniach. Zresztą, w przypadku pisarza i jego procesu twórczego, ważny jest całokształt narzędzia, a więc nie tylko edytor, ale też odpowiednio ustawione powiadomienia, interfejs systemu i - przede wszystkim - wygodna klawiatura, np. mechaniczna.
Zresztą, nie tylko edytorami człowiek żyje. Wspomniałem o tym, że nie lubię, gdy program próbuje być mądrzejszy ode mnie, ale czasem jednak drobne podpowiedzi się przydają. I tutaj naprzeciw pisarzom wychodzą twórcy takich programów jak Hemingway App czy Grammarly, ale można znaleźć ich więcej. To jak najbardziej dobry rynek dla kreatywnych twórców aplikacji, ale też wtyczek do już istniejących i pozwalających się rozszerzać programów - wystarczy mieć dobry pomysł lub znać potrzeby autorów i stosunkowo niedużym kosztem można przygotować coś, za co wiele osób jest skłonnych zapłacić odpowiednią kwotę.
Oczywiście, pomińmy tutaj ChatGPT czy inne interfejsy do LLM, które są w stanie za nas napisać książkę lub jej znaczne fragmenty. Brak wartości artystycznej czy po prostu wątpliwa etyka w takim przypadku jest dość oczywista (chyba że autor wprost przyznaje się do tego - można znaleźć księgarnie internetowe, gdzie właściciele chwalą się działami z książkami napisanymi przez AI), ale przede wszystkim nie tego szukają czytelnicy. Natomiast ciekawym pomysłem może być wypuszczenie w bój sztucznej inteligencji do pozyskania inspiracji na jakiś dialog, wątek czy bohatera - niekoniecznie chodzi o pełne wykorzystanie wyniku działania AI, ale dostarczenie czegoś, z czego może wykiełkować już pełnoprawny pomysł.
Narzędzia redaktorskie
Wreszcie, w profesjonalnym pisaniu nowinki nie kończą się tylko na pisarzach. Zwłaszcza, że to, co się dzieje z książką dalej, jest dużo bardziej techniczne, żmudne i wszelkie wspomaganie jest tam na wagę złota. Co mają do dyspozycji redaktorzy, korektorzy, a także osoby zajmujące się składem tekstu?
Jeśli chodzi o uwagi do tekstu, to warto cofnąć się do poprzedniego rozdziału i sprawdzić edytory przeznaczone stricte do tworzenia długich dokumentów - większość z nich posiada narzędzia do umieszczania komentarzy, uwag i wspólnej dyskusji nad tekstem. Zresztą, takie funkcje zawierają też znane wszystkim Microsoft Word oraz Google Docs.
Ciekawszy jest już program Zecer firmy Elibri (to nie jest reklama), który zresztą czasem pojawia się na kartach informacyjnych różnych e-booków. Jest to aplikacja pozwalająca utworzyć plik EPUB, MOBI lub PDF, ułatwiająca przygotowanie elektronicznej książki tak, aby była podatna na funkcje czytników dla osób np. z zaburzeniami wzroku i generalnie - wspomagająca składanie takiego pliku, który może być potem publikowany w księgarniach z e-bookami. Włączone w to jest też m.in. umieszczenie znaku wodnego.
Takich aplikacji, także działających w chmurze, jest więcej i można znaleźć je choćby w tym zestawieniu. Są wśród nich wcześniej wspomniane Vellum, narzędzie od Amazona do publikacji na Kindle, ale też choćby Canva, która jest uznanym i prostym edytorem graficznym, jaki znają też choćby marketerzy. Nie zapominajmy bowiem, że książka (nieważne, czy elektroniczna, czy papierowa) to nie tylko tekst, ale też ozdobniki graficzne i przede wszystkim okładka, o której długimi tygodniami dyskutują fanki literatury w mediach społecznościowych.
Warto pamiętać też o tym, że książki, podobnie jak czasopismo, trzeba złożyć w całość, do czego służy oprogramowanie DTP. Tutaj prym wiodą takie pakiety, jak Adobe InDesign, Serif Affinity Publisher, Microsoft Publisher, Scribus, QuarkXPress czy Xara Page. Oczywiście, na upartego składać proste książki można nawet we wcześniej wspomnianej Canvie, GIMPie czy dowolnym programie graficznym, jednak są pewne standardy branżowe do przygotowywania szczególnie bogatych wizualnie materiałów.
A czego brakuje?
Niezależnie od tego, jak nasycony oprogramowaniem jest środowisko książek, zawsze można znaleźć coś, czego brakuje. Problem w tym, że czasem trudno jest zauważyć lukę w portfolio aplikacji - od tego, czy ktoś umie to zrobić i później zrealizować, często zależy sukces narzędzia i jego autora. Jednocześnie pamiętajmy, że sama koncepcja jest ważna, ale to nie wszystko - jak się czasem mówi, pomysły są tanie i ważne jest to, czy ktoś ma wystarczająco dużo umiejętności i determinacji, aby je zrealizować. Z drugiej strony, pamiętajmy o tym, że warto pracować nad rzeczami, które są potrzebne nam samym, gdyż zawsze jest szansa, że ktoś ma podobne potrzeby.
Wyżej wspomnieliśmy o tym, że jest pewien nieurodzaj w sprawie serwisów, gdzie pisarze mogą publikować swoje prace ku uciesze tłumu, katalogów książek (wprowadzając również np. możliwość wymiany czy sprzedaży) czy narzędzi wspomagających pisanie. Ale są też inne obszary do zagospodarowania.
Jedną z rzeczy, których trochę brakuje np. mnie, zapalonemu czytelnikowi różnych serii fantasy i kryminałów, jest dobry algorytm rekomendujący kolejne pozycje warte przeczytania. Oczywiście, istnieją takie na rynku i zapewniają to chociaż serwisy typu Goodreads czy LubimyCzytać. Można też śledzić wiadomości od ulubionych autorów, influencerów, którzy mają podobny gust czy rozpytywać się wśród znajomych. Jednak czasami brakuje drogi do odkrycia czegoś, na co nie natknęlibyśmy się żadną “tradycyjną" drogą, a miałoby szansę nam się spodobać. Dobrze robi to chociażby Spotify w sferze muzycznej.
I tutaj jest pole do popisu np. dla specjalistów od uczenia maszynowego, ale także generalnie analityków danych. Już dawno bowiem minęły czasy, kiedy wystarczyło kierować się ogólnymi gatunkami typu książka obyczajowa, sensacyjna, kryminalna lub fantastyka. Już nawet zbyt ogólne stały się nurty w poszczególnych gatunkach, typu fantasy czy science-fiction. Obecnie czytelnicy szukają często pozycji z konkretnych obszarów typu “urban fantasy z czarodziejkami" lub “powieść kryminalna ze śledztwem na wsi". Praktycznym przykładem mogą być też książki, które można określić jako “podobne do Harry’ego Pottera", czyli fantastyka z młodymi ludźmi dziejąca się w szkole, w której nauka i perypetie bohaterów w zamku lub akademii są głównym wątkiem. Krótko mówiąc - koneserzy chcą dużo dokładniejszych rekomendacji, co może oznaczać bardzo konkretnie kategoryzowanie pozycji, także uwzględniające spoilery (np. kryminały, w których wyjaśnienie ma charakter paranormalny, ale w tagach musi być to ukryte). Tak samo cechą do badania może być zbieżność stylu poszczególnych autorów, charakter bohaterów czy po prostu ogólnie pojęty klimat. Istnieją już próby stworzenia tego typu narzędzi (jak np. readow.ai), ale działa to średnio i podejrzewam, że nadal jest tutaj miejsce dla kreatywnych programistów.
A Wy gdzie widzicie braki na rynku oprogramowania dla branży literackiej i czytelników?
Podsumowanie
Technologia dotarła już wszędzie i to dawno temu. Nie umknęło to pozornie tradycyjnej formy rozrywki i wiedzy, jaką są książki i bardzo dobrze się stało, gdyż rozwój nie jest możliwy (a przynajmniej staje się bardzo utrudniony) bez siły, jaką niesie ze sobą IT. Oczywiście, nie wszyscy z tego korzystają i nie wszyscy muszą korzystać, ale trudno zaprzeczać, że bardzo ułatwiają one zarówno tworzenie, jak i konsumowanie książek.
Pozdrawiam i dziękuję - Jakub Rojek.