Jak wyglądają praktyki w software housie?

26 maja 2022
Jakub Rojek Jakub Rojek
Zdjęcie autorstwa Mikhail Nilov z Pexels (https://www.pexels.com/pl-pl/zdjecie/mezczyzna-kobieta-biurko-biuro-7682087/)
Kategorie: Współpraca, Branża, Zarządzanie, Nauka

Mówiąc o specjalistach z danej dziedziny w kontekście całego zespołu, często stopniujemy stanowiska. Najczęściej używa się angielskich odpowiedników "Senior", "Mid" (lub "Regular") oraz Junior, choć tego typu poziomy nie są w żaden sposób ustandaryzowane - w każdej firmie mogą oznaczać inny zakres obowiązków i kompetencji. Jest to też domena większych firm, w których z uwagi na rozmiar zespołu (lub zespołów) taka gradacja jest przydatna. W mniejszych poprzestaje się często na jednym lub dwóch poziomach.

Natomiast dodatkowo zespoły programistyczne są często wzbogacane tymczasowo o nowe twarze, dla których jest to też okazja do poznania środowiska programistycznego od kuchni. Tak, mówimy o praktykantach, którzy najczęściej studiując kierunki informatyczne mają w programie kształcenia konieczność przebycia pewnego okresu w firmie świadczącej usługi informatyczne zgodne ze specyfiką specjalności (lub profilu, jeśli to technikum - ich również dotyczy poniższy tekst). Choć możemy też określić to bardziej staropolsko i szlachetnie - takie osoby muszą terminować u wybranego mistrza.

Praktyki są znane od dawna, ale zawsze budzą emocje - dla młodego człowieka jest to wyjście z przyjaznego "inkubatora", jakim jest uniwersytet lub szkoła i zmierzenie się w pewnym stopniu z oczekiwaniami świata biznesowego. Niektórzy rzucają się na to jak surfer na falę, a inni mają nieco większe obawy. Niepotrzebnie - w dzisiejszym artykule krótko napiszę, jak kwestia praktyk wygląda w... praktyce.

Jakie zadania dostają praktykanci w software housie?

Spokojnie - to nie jest tak, że od razu po przyjściu do pracy "młody" (lub "młoda") dostanie cały projekt do technicznego poprowadzenia czy kluczową funkcję w systemie dla ważnego klienta. To znaczy może, ale zdecydowanie nie powinien.

U nas w Wilda Software na początku przeprowadzamy rozmowę z taką osobą, próbując dowiedzieć się czegoś o jej doświadczeniu technicznym - z jakimi technologiami miał do czynienia i dobrze się w nich czuje (choćby w projektach na studiach), czy bardziej interesuje się frontendem czy backendem itd. Jest to luźna konwersacja, która ma na celu wybadanie, jaki typ zadań powinien dostać praktykant. Oczywiście, często jest tak, że na tym etapie kariery dana osoba nie ma jeszcze sprecyzowanych preferencji i mocnych oraz słabych stron, w związku z czym chętnie spróbuje wszystkiego. Zresztą tak praktyki powinny wyglądać - "uczeń" powinien zmierzyć się z jak największą liczbą typów zadań i zarówno on, jak i opiekunowie powinni zorientować się z czasem, z czym radzi sobie najlepiej. Natomiast nie da się ukryć, że czasami dość szybko (lub nawet od razu) można odkryć bardziej rokujące na przyszłość obszary i np. osobie uwielbiającej pracę z frontendem nie dawać do napisania skryptu konfigurującego parametry bazy danych.

Czasami można się spotkać z prześmiewczym stwierdzeniem, że praktykanci są tylko do parzenia herbaty, robienia kawy, przynoszenia wydruków i kserowania dokumentów. W software housie to nie przejdzie - tutaj roboty jest zwykle na tyle dużo, że zawsze coś się znajdzie (choć nie zawsze po drodze z profilem kandydata) i większym problemem jest dobranie odpowiedniego poziomu trudności, który - oczywiście - powinien wzrastać z czasem. Owszem, zdarza się też, że pojawiają się zadania mniej programistyczne (ale nadal w obrębie IT), za które ktoś musi się zabrać, a niekoniecznie chce się odrywać programistów i wówczas dostaje je praktykant. Natomiast nie jast to nigdy (przynajmniej u nas) prosta praca biurowa uprzyjemniająca życie opiekuna.

Czy praktykanci muszą się czegoś obawiać?

Pośrednio odpowiedziałem na to pytanie wyżej, ale to nie wyczerpuje tematu. Wiadomo, że niektórzy praktykanci mogą się obawiać tego, że będą musieli pracować, zwłaszcza, jeśli chcą tylko "zaliczyć" praktyki. Oczywiście, nie jest to postawa, którą należy chwalić, a nawet ze zrozumieniem jej jest trudno o tyle, że taki okres stanowi również możliwość zaprezentowania się potencjalnemu pracodawcy. Dlatego student powinien raczej widzieć szansę w tym, że trochę się pomęczy (i to nie w takim stopniu, jak etatowy pracownik), a nie tylko zaparzy parę herbat w ciągu dnia. Zwłaszcza, że jeśli na tym ostatnim polegałoby jego zadanie, to każdy źle przygotowany napar byłby szeroko komentowany.

Chciałem też uspokoić praktykantów, że w software house'ach nie występują (a przynajmniej nie spotkałem się z tym) jakieś specjalne żarty skierowane do młodych (tzw. kotowanie), jak np. "masz tu wiaderko, przynieś mi prąd". Oczywiście, dowcipy są, ale nie są skoncentrowane typowo na młodych pracownikach, a co najwyżej tych nieuważnych - klasyką jest zmiana tapety czy inne niegroźne działania. Warto z tego się śmiać, ale przede wszystkim wyciągnąć wnioski i nauczyć się dbania o bezpieczeństwo swojego sprzętu (w tym blokowanie ekranu).

Pragnę również poruszyć potencjalne podejście praktykanta w stylu "ojej, ja tak mało umiem, na pewno będą ciągle na mnie krzyczeć". W żadnym wypadku tak nie jest i to nie tylko dlatego, że programiści generalnie nie lubią podnosić głosu. Członkowie software house'u jak najbardziej rozumieją, że student przychodzi na praktyki bez większego doświadczenia i ukierunkowanej wiedzy. Zwłaszcza, że czym innym jest pisanie oprogramowania we własnym domowym zaciszu lub na zaliczenie przedmiotu, a czym innym tworzenie aplikacji, na którą czeka konkretny klient. Tego ostatniego można nauczyć się tylko... pracując nad takim projektem w odpowiednich warunkach. Etatowi pracownicy są tego świadomi i nawet zwykle z większą niż zwykle sympatią oraz zrozumieniem traktują taką młodą osobę, nawet jeśli popełnia błędy.

Pamiętajmy też o tym, że praktykanci nie dostaną (przynajmniej na początku) krytycznych zadań, których niewykonanie sprawi, że cały projekt zacznie chylić się ku upadkowi. Tak samo nowa osoba nie uzyska od razu dostępu do danych na serwerze produkcyjnym (i tym samym nie wykona przypadkowego manewru znanego jako "drop bazy"), więc nie powinien się obawiać, że jego brak umiejętności skończy się katastrofą. Tak naprawdę jedyny moment, w którym taka młoda osoba może czuć się "zagrożona" to problemy na płaszczyźnie społecznej, ale muszą to być już konkretne sytuacje konfliktowe, które mocno wpływają na organizację zespołu. Czyli krótko mówiąc - zdarza się to bardzo, bardzo rzadko. Natomiast pod kątem umiejętności i wiedzy (lub ich braku) i przy rozsądnej opiece roztoczonej przez firmę, trudno wskazać jakiekolwiek zagrożenia, których mógłby obawiać się praktykant. Oczywiście, poza jego własną ambicją, ale praktyki również uczą pokory.

Jak wygląda rekrutacja praktykantów?

Pytanie może wydawać się zabawne, bo przecież praktykanci, jako osoby przychodzące (zazwyczaj) na bezpłatnych warunkach i z teoretycznie mniejszymi umiejętnościami, powinni wkraczać do firm prawie że od razu. I często tak jest, ale niestety, sytuacja nie zawsze wygląda tak prosto z punktu widzenia zespołów zapewniających opiekę.

Czasami jest tak, że praktykantów chce przyjść więcej niż software house jest w stanie "udźwignąć". Powody mogą być różne - niezbyt przychylne początkującym projekty w danej chwili, brak czasu u osób wprowadzających do pracy lub po prostu fizyczny brak miejsca, jeśli firma pracuje stacjonarnie. Bywa, że chętnych do praktyk jest 5-10, a miejsc na przykład tylko dwa. W tym układzie, niestety, trzeba zrobić coś podobnego do rekrutacji lub inaczej zorganizować ten okres w biurze.

Jak wygląda dalsza droga praktykanta?

Tak, jak wcześniej pisałem, praktyki są doskonałą okazją do zaprezentowania się i to nie tylko pod kątem umiejętności. To przede wszystkim sposobność do pokazania swojej zdolności poszerzania wiedzy, etyki pracy i zespołowości. Należy pamiętać, że ten okres to także możliwość znalezienia innego obszaru, w którym dana osoba może się sprawdzić. Co więcej, student bądź uczeń zyskuje pierwsze prawdziwe kontakty w branży - to jeden z największych zysków praktyk.

Dlatego nic dziwnego, że zdarzają się kandydaci, którzy po przebyciu tego czasu dostają propozycję dalszego pozostania, oczywiście z uwzględnieniem tego, że edukacja trwa i praca nie może w niej przeszkadzać. To naprawdę dobry sposób, aby pokazać swoją wartość dla zespołu i zyskać pierwsze większe doświadczenie komercyjne. A przy okazji, niezależnie od dalszych decyzji obu stron, móc dodać pierwszy wpis do CV.

Co software house zyskuje na praktykancie?

Nie zapominajmy, że praktyki nie oznaczają korzyści tylko dla jednej strony - tak, jak praktykant zyskuje doświadczenie i możliwość poznania specyfiki firmy produkującej oprogramowanie, tak software house również może na tym skorzystać. I to bardzo dużo.

Firma IT na czas praktyk zyskuje nowego pracownika i to za darmo. Owszem, wymagającego szkolenia, większej cierpliwości i czasami wręcz wskazywania palcem, ale to nadal jest osoba w zespole, która może odciążyć innych programistów, biorąc na siebie część zadań. Ponadto, dodatkowy członek drużyny zawsze tworzy ciekawszą sytuację i możliwość poznania innej perspektywy - zdarzają się bowiem praktykanci, którzy są naprawdę zdolni i świadomi ścieżki, którą chcą podążyć. Dla niektórych obserwowanie "młodego" (lub "młodej") to też okazja do powrotu myślami do starych czasów, kiedy sami starali się wejść na rynek software'owy.

Najważniejszą korzyścią jest to, że firma może obserwować takiego praktykanta w "środowisku naturalnym" i widzieć, jak radzi sobie z różnymi problemami. Wszystko pod kątem potencjalnego wpływu takiej osoby na zespół w przyszłości oraz - o czym już wspomniałem - zaproponowania dalszej współpracy. Zwłaszcza, że nie będąc "skażonym" nawykami z innych firm, taki praktykant zwykle szybko przekonuje się do trybu pracy oferowanego przez dany software house. Dokładając do tego to, że firma już zainwestowała swój czas i energię we wprowadzenie takiego człowieka do swojego środowiska, czasami danie szansy mu w przyszłości jest lepsze niż szukanie osoby potencjalnie bardziej doświadczonej, ale świeżej dla zespołu. Oczywiście, to bardzo optymistyczny scenariusz - często praktyki kończą się podziękowaniem z obu stron i w większości pozytywnymi wspomnieniami, ale zdarza się, że dochodzi do dalszej współpracy. I nie jest to tak rzadkie, jak myślicie.

Na koniec warto wspomnieć o tym, że software house'y zyskują też na innej płaszczyźnie - widniejąc w bazie potencjalnych pracodawców różnych szkół czy uczelni oraz zyskując w ten sposób nowe kontakty, mogące w przyszłości przynieść nowych praktykantów, pracowników lub projekty. Mówiąc wprost - to robienie przy okazji dobrego PR-u wokół siebie.

Drogi praktykancie, pamiętaj...

Podobnie jak w przypadku artykułu o programie SDS, chciałbym zaapelować do młodych osób idących na praktyki - nie traktujcie tego tylko i wyłącznie jako zaliczenie pewnego przedmiotu lub smutną konieczność. Macie okazję zaprezentować swoje umiejętności oraz chęć do pracy i w ten pozytywny sposób zapisać się w pamięci potencjalnego pracodawcy. Nawet jeśli się nie uda osiągnąć dalszego porozumienia, to zyskujecie w ten sposób nieocenione doświadczenie, przemyślenia na przyszłość i - co czasami ważniejsze - nowe kontakty, które mogą zaprocentować. To bardzo dobra okazja i dodatkowo często dużo frajdy dla obu stron.

Pozdrawiam i dziękuję - Jakub Rojek.

Lubimy pisać, nawet bardzo, ale na co dzień tworzymy aplikacje webowe i mobilne. Sprawdź niektóre z wykonanych przez programów.

O autorze

Jakub Rojek

Główny programista i współwłaściciel Wilda Software, z wieloletnim doświadczeniem w tworzeniu i rozwoju oprogramowania, ale także w pisaniu tekstów na różnorakich blogach. Zaprawiony w boju analityk i architekt systemów IT. Jednocześnie absolwent Politechniki Poznańskiej i okazjonalny prowadzący zajęcia na tej uczelni. W wolnych chwilach oddaje się graniu w gry wideo (głównie w karcianki), czytaniu książek, oglądaniu futbolu amerykańskiego i e-sportu, odkrywaniu cięższej muzyki oraz wytykaniu innym błędów językowych.

Jakub Rojek